Na polskiej scenie prawdopodobnie nie ma bardziej charyzmatycznego muzyka. Wczoraj wieczorem w CK Jazovia wystąpił Tymon Tymański. Jeszcze przed koncertem zamieniliśmy z Tymonem dwa słowa.
Paweł Januszewski: Jesteśmy w Gliwicach, w Jazovii. Koncertowo zetknąłeś się z tym miastem już kilkukrotnie. Gościłeś tu w różnych konfiguracjach artystycznych. Między innymi z Lesterem Bowiem w 1996? Z Tranzystorami. Czy jakieś dobre, albo też złe doświadczenie zapadło Ci w pamięć?
Tymon Tymański: Dobre wspomnienia mam z Gliwic, dlatego, że mieszkał tu mój przyjaciel i kolega, Andrzej Kalinowski, który przez długi czas maczał palce przy różnych festiwalach. Przez to graliśmy tutaj sporo razy. Bo Gliwice to jest takie jazzowe miasto, taki Dusseldorf polski. Tu były fajne imprezy. Dużo kapitalnych wspomnień z pogranicza komedii i dramatu. Książki i filmy można by o tym robić.
PJ: Zdaje się, że masz wysoko postawioną poprzeczkę jeśli chodzi o hepenerskie działania sceniczne i artystyczne. Przez lata doświadczeń TOARTowskich, dzikie zdarzenia z młodości, radiowe słowo wypracowałeś sobie taką pozycję. Czy dzisiaj czymś zaskoczysz?
TT: Zobaczymy jaka będzie sytuacja. Na razie staramy się, żeby muzycznie to wszystko dokręcić. Klawiszowiec, pianista – Szymon, który wrócił z dalekiej podróży dosłownie z Marsa
PJ: Był tam na wyjeździe all inclusive?
TT: Wiesz wycieczka rodzinna ze wszystkimi atrakcjami. Full zestaw miał. Szymon jest naszym nowym pianistą. Szanujemy go. On się wsłuchuje w nas, a my w niego, stąd ta uwaga na muzie. Szlifujemy się wzajemnie przy nagrywaniu płyty, także koncertowo. Także jesteśmy gotowi na wszystko. Kosmos słuchaj!
PJ: Powiedziałeś, że co jakiś czas masz potrzebę romansu z czymś około jazzowym. Czy w tym kierunku jakieś plany?
TT: W aktualnym składzie próbujemy właśnie wrócić do jazzu. Jest jakaś taka tendencja. To się zaczęło od tego, że pojawił się perkusista jazzowy. Świetnie gra zarówno swingowy repertuar lat '50, jak i inne gatunki. Dźwiga temat. Szukam muzyków wszechstronnych, zappowskich, a to jest czas, w którym ich znalazłem. Wzięliśmy kilku muzyków, którzy w trójmieście grali jamy i grali w kilku jazzowych kapelach. To się składa w całość i ma konkretne brzmienie, które chcieliśmy uzyskać. Jestem zadowolony. Tak szczerze, po ludzku, po polsku. To młodzi muzycy, z jajem, z siłą. Na tym to się wszystko opiera. Nie są to ludzie zamknięci w klatce gatunku. Lubię zbójów.
PJ: Czy ze względu na silny charakter, szczere słowo, z kimś sobie już nie podajesz ręki?
TT: Wiesz, to jest jedność przeciwieństw. Jestem trochę buntownikiem, a troche zgodny ze światem. Trochę buddystą, a trochę faszystą. Borykam się z tym, ale teraz już na pełnej zgodzie. Cały czas ścieram się ze specyficzną sceną polską, gdzie margines offowy jest bardzo mały i w tym trzeba być krzykaczem i walczyć o swoje, bo to nie jest silna liga. Oczywiście lepiej jest nam niż Bułgarii, czy w RPA, bo tu jest więcej ludzi. Ale słuchasz radia? Słuchasz, widze, że słuchasz. Ta estrada przykryła muze z ambicją i zepchneła ją na margines. Ja walcze wszelkimi siłami. Czasami walczę partyzancko, mocnym słowem. Niektórych to dotyka.
PJ: Czy zrobisz dzisiaj „browar z lokalsami”?
TT: Powiedz, gdzie mam być...
20 - 62
Fundacja Integracji Kultury zaprasza na projekt dofinansowany z budżetu Miasta Gliwice