Bo świat najlepiej poznać poprzez muzykę

Arystoteles mówił, że człowiek posiada pięć zmysłów. Współcześni neurolodzy spierają się co do dokładnej liczby. Ale zarówno starożytny filozof, jak i uczeni XXI wieku zgadzają się co do tego, że jednym z podstawowych zmysłów jest słuch, przekaźnik dźwięków, który nam pozwala poznawać świat. Dzięki temu zmysłowi zwiedziliśmy dzisiaj Amerykę Łacińską. Proszę sobie wyobrazić – Kolumbia, Puerto Rico, Kuba, Meksyk… proszę sobie nie przestawać wyobrażać…ciasne, kolorowe uliczki, pełne entuzjazmu, wigoru, ekspresja lokalnych handlarzy. Otoczkę wokół takiego wyobrażenia zrobił dzisiejszego wieczoru duet The Colombians, a ujmując personalnie Edi Sanchez i Alex Morales. Ich korzenie pochodzą z Kolumbii. Pierwszy z nich mieszka w Polsce od kilku lat, drugi dopiero poznaje nasze realia, ale oboje próbują zarażać nas swoją niezwykle pogodną mentalnością. Kolorową kulturowość swojego macierzystego regionu znają od dzieciństwa i dlatego ich brzmienie jest w 100% naturalne. Ediego narzędziem przekazu jest gitara oraz bas, dla Alexa wyrazem charakteru są instrumenty perkusyjne, to w zasadzie jedyne co ich różni. Oboje mają ponad 20 letnie doświadczenie muzyczne, łączy ich przeszło 30 letnia przyjaźń. To wzajemne poznanie pozwala im doskonale uzupełniać się dźwiękami instrumentów, a także wokalami, które harmonizują ze sobą bezbłędnie. Gościnnie, swoje „dwa dźwięki” dograł także ich przyjaciel Dima Gorelik, z którym stykają się w ostatnim czasie na wielu scenach. Dzisiejszego wieczoru, swoją muzyką, przekazali ideę funkcjonowania w towarzystwie pozytywnych wibracji. Dali nam wyraz integracyjnego i towarzyskiego charakteru muzyki latynoamerykańskiej, przeprowadzili nas przez najciekawsze regiony kontynentu i zarazili niczym nieskrępowaną radością, otwartością, lekkością bytu, której od dzisiaj będziemy się uczyć. Jeśli ktoś Was zapyta, czy poprzez muzykę można poznać świat, odpowiedzcie bez najmniejszego zastanowienia – TAK.

Dzisiejszy wieczór w Jazovii, w rolach głównych: Alex Morales i Edi Sanchez. Dziękujemy.

FOTO:

Paweł Kołodziej