Fundacja Integracji Kultury zaprasza na projekt dofinansowany z budżetu Miasta Gliwice

 

— Leszek Możdżer —

28.05.2017

Teatr Miejski w Gliwicach

Leszek Możdżer –odważny eksplorator, świadomy i oryginalny twórca, który w polskim jazzie dokonał mentalnej i stylistycznej rewolucji. To był ostatni koncert majowej odsłony festiwalu Filharmonia i fenomenalne przypieczętowanie tej części. Tuż przed koncertem usiedliśmy w przestrzennej Sali Teatru Miejskiego i porozmawialiśmy z artystą i historii, o muzyce, o ludziach i marzeniach.

 

Zapraszamy do lektury.

 

Paweł Januszewski: Pana dzisiejszy koncert odbędzie się w tym budynku, w Teatrze Miejskim w Gliwicach. Czy pamięta Pan, kiedy był tu po raz pierwszy?

 

Leszek Możdżer: Oj nie pamiętam, ja w tym Teatrze byłem wielokrotnie, a przynajmniej trzy razy. Mi się te koncerty czasami mieszają, ale kojarzę to miejsce doskonale.

 

PJ: Wydaje mi się, że pierwszy raz był Pan w tym miejscu ponad dwadzieścia lat temu, w roku 1996, na trasie z Lesterem Bowie.

 

Leszek Możdżer: A bardzo możliwe, dobrą Pan ma pamięć.

 

PJ: Chciałbym delikatnie zahaczyć rozmową o tamte czasy. To były czasy Miłości, jak ten zespół zapisał się w Pana pamięci?

 

Leszek Możdżer: To jest podstawa, to zespół który mnie uformował. To było pierwsze mocne doświadczenie muzyczne. W tym samym czasie miałem szczęście grać w kwartecie Zbigniewa Namysłowskiego, i w kilku kwintetach, to były takie zespoły, z którymi współpracowałem na stałe. Ale zespół Miłość, to był mój zespół macierzysty, który sformatował mi świadomość. Ja do dzisiaj patrzę na świat oczami Tymona, oczami Mikołaja, oczami kolegów z zespołu.

 

PJ: Jaki ma Pan kontakt z kolegami z zespołu, oczywiście poza Jackiem Olterem, niestety. Często macie okazje do podania sobie ręki?

 

Leszek Możdżer: Z Tymonem spotykam się od czasu do czasu. Nie utrzymujemy bliskich relacji, ale jesteśmy w kontakcie. Mikołaj, mam wrażenie, się jakoś odciął ode mnie i zajmuje się swoimi sprawami. Jacek niestety nie żyje, a z Maćkiem czasami grywamy, także chyba z Maćkiem się spotykam najczęściej.

 

PJ: Jest szansa, że np. z Tymonem Tymańskim zejdziecie się jeszcze muzycznie?

 

Leszek Możdżer: Jakoś tak raz na parę lat lądujemy razem na scenie i robimy jakieś rzeczy, także to niewykluczone, że coś się takiego zadzieje.

 

PJ: Jest Pan Muzykiem, artystą, to chyba najlepsza praca na świecie. Czy są jakieś aspekty tej pracy, których Pan nie lubi, które męczą?

 

Leszek Możdżer: Oczywiście, przede wszystkim podróże. Trzeba wziąć pod uwagę fakt, że ma się czasami dwa, trzy samoloty dziennie, jak to się przerobi, to ciało fizycznie jest zmęczone. Później gram intensywny koncert i trzeba wrócić do domu…tak, najbardziej męczące są podróże. Ciało wtedy najbardziej dostaje w kość.

 

PJ: Jest Pan uważany za artystę grzecznego, kulturalnego, dobrze zorganizowanego. Czy nie kusiło Pana nigdy do uprawiania życia w stylu Rolling Stones?

 

Leszek Możdżer: Ja nie odkrywam swojego życia prywatnego przed mediami, więc sprawiam takie wrażenie artysty ułożonego i tak dalej, ale mam mnóstwo też takich kolorowych przygód i problemów, o których nawet nie mogę napisać w książkach, bo po prostu to są zbyt ciężkie sprawy, żeby je upubliczniać. Wie Pan, jeśli chodzi o takie używki jak narkotyki i alkohol, to generalnie uważam, ze są one niepotrzebne. Jeśli mówimy też o czymś takim, to staram się szanować swoje ciało fizyczne, chociaż na tym polu wciąż mam dużo pracy. Świat jest tak zakłamany, że błędem byłoby dodatkowe zniekształcanie widzenia świata alkoholem i narkotykami.

 

PJ: Przejdźmy do sfery marzeń, czy po tej planecie chodzi jeszcze ktoś, z kim chciałby Pan zagrać?

 

Leszek Możdżer: Mam parę takich marzeń, te marzenia powoli zaczynają się zamieniać w cele i muszę Panu powiedzieć, że te nazwiska, z którymi chciałbym zagrać, to wcale nie są ludzie sławni. To są ludzie, którzy po prostu mają w sobie piękną energetykę, duże umiejętności. Ja mam na nich namiary i będę z nimi grał

 

PJ: Jak wygląda realizacja takich celów, Pan szuka takich, osób, to takie osoby Pana szukają?

 

Leszek Możdżer: Bardzo różnie, czasami ja szukam kontaktu do takich postaci, czasem oni do mnie.

 

Tak się też stało ostatnio, współpraca z zespołem Holland Baroque, to jest zespół barokowy, grający na dawnych instrumentach, z którym zrobiłem cały duży program i jesienią ukaże się płyta z tymi kompozycjami i ruszymy też w trasę po Polsce. Ale generalnie jest różnie, czasami ja kogoś szukam, a czasami ktoś mnie.

 

PJ: Zamykając naszą rozmowę, chciałbym zapytać co Pan ceni w ludziach?

 

Leszek Możdżer: Nie chciałbym zbyt górnolotnych słów mówić, bo człowiek ma bardzo wiele warstw. Oczywiście ciało fizyczne, które jest fenomenem na skalę kosmiczną, taka biotechnologia kosmiczna, to jest fascynujące i przemyślne urządzenie. Ale w ludziach cenię łagodność, życzliwość i prawdomówność, to jest ważne.

 

Zapamiętamy, dziękujemy.

 

 

 

FOTO:

Michał Buksa,

Hubert Kalla

Fundacja Integracji Kultury zaprasza na projekt dofinansowany z budżetu Miasta Gliwice