Nomade Orquestra – przesunęli ten festiwal bliżej słońca! Z Jazovii do Brazylii w niecałe 90 minut. Szybciej się nie da.

Jak na scenę wchodzą tak swobodni pasjonaci, to usta wykrzywiają się w półksiężyc ramionami do góry. Sunęli lekko jak po dobrze niosącej fali. Byli splątani sznurem porozumienia, który składał się z nici dotykających ethno, funky, soulu, jazzu, afrobeat-u, hip-hop-u, a nawet dobrze naoliwionego i nieprzesadzonego rocka. Pochodzą z Sao Paulo i mówi się, że to najodważniejsi muzycy tego ponad 12 milionowego miasta. Odwaga często miesza się z brawurą, ale nie w tym wypadku. Ich odwaga to stabilne i międzygatunkowe stąpanie po dźwiękach różnych gatunków. Muzyka jest nie do oszukania, nawet gdyby nie chcieli powiedzieć skąd są, to w ich koncercie i tak w dużej częstotliwości dało się wyczuć brazylijski styl bycia. Bujanie w rytm ich motywów to terapia bardzo dopasowana do naszych potrzeb. Wyglądali tego wieczoru jak na smyczach, które powstrzymywały ich temperamenty, żeby nie wyszli poza ramy całego zespołu, żeby nie zgasili siły zespołu indywidualnymi show. Udawało się tę dyscyplinę zachować, a ich wyodrębnione solowe popisy nie wygalopowały poza uprzejmą względem pozostałych muzyków przestrzeń. Siłą takich koncertów jak dziś jest właśnie zespołowość i umiejętność łagodnej współpracy, dzięki której rodzi się prawdziwa radość z grania. Są młodzi i wszystko co pozytywne jest w trakcie, albo jeszcze przed nimi. A my będziemy ich śledzić. Byłoby ogromną przyjemnością zetknąć z nimi raz jeszcze, za kilka lat. Nomade Orquestra poznać Was osobiście, to bardzo fajna przygoda. Zapamiętamy Was!

FOTO:

Michał Buksa