GALERIA
Piano Day – Mateusz Gawęda / Paweł Kaczmarczyk – wieczór bohaterów.
Spotkać się w takim formacie trzeba przynajmniej dwa razy w roku, takie okazje staramy się stwarzać w ramach każdego
z dwóch festiwali w Jazovii. Piano Day, dobry wieczór.
Niewielu jest indywidualistów którzy potrafią do siebie przyjemnie przyciągnąć. Zwykle są egoistami, którzy zadowalają wyłącznie siebie. Zupełnie inaczej jest w muzyce, indywidualiści koncertowi, są po to, żeby dawać innym, takie wieczory jak ten. Dodajmy, ze nie było łatwo. Udźwignąć koncert samemu? Do tego trzeba być bohaterem. A byli dzisiaj nimi Mateusz Gawęda i Paweł Kaczmarczyk.
Pierwszy na scenie pojawił się Mateusz Gawęda. Wszedł charakterystycznie, ubrany charakterystycznie, charakterystycznie się przywitał i Jego charakter wybrzmiewał z każdego prezentowanego utworu. A było wielowątkowo, z jednej strony klasycznie,
z drugiej jazzująco. Trzecia strona to eksperymenty, a czwarta to tajemniczość. Łamał konwenanse, grał nawet z powinięciem 88 klawiszowej klawiatury Steinway, bezpośrednio na strunach fortepianu. Szukał ideału, stroił, dodawał efekty, testował, jakby szukał ideału. Świetny, ambitny pianista.
Chwila przerwy, konfrontacja wrażeń wśród publiczności, szybkie dostrojenie fortepianu i rozpoczęła się druga odsłona wieczoru.
Paweł Kaczmarczyk, koncert niesztampowy, poza ramami standardów gatunkowych, bo przecież ten artysta nie lubi „szufladkowania”, to idealnie pod nasz festiwal. To nazwisko w jazzowej przestrzeni ma wyrobioną, silną pozycję, ale takie pozycje nie tworzą się z niczego. Dał koncert, który utrzymał energię, a w piątkowy wieczór, po całym tygodniu pracy, to wyzwanie. Jedna ręka mówiła jedno, druga co innego, ale harmonia całości utworów zachowana. Coś świetnego!
W koncertach pianistów zawsze panuje nieograniczona wolność. Artysta może powędrować gdzie tylko podpowie mu wyobraźnia, nie ma strachu, że ktoś z zespołu za nim nie nadąży. Może absolutnie pełno na sali nie było, ale absolutnie przepięknie się tego słuchało.
FOTO: Michał Buksa